środa, 28 stycznia 2015

Wspólne dzierganie i czytanie -Ciąg Dalszy

Mogłabym zrobić kopiuj-wklej z ostatniego wpisu, ewentualnie zmieniając tylko tytuł czytanej książki.
Na drutach to co było przed tygodniem.
Kołowiec dorobił się drugiego rękawa.
Chyba jednak będzie mi potrzebny jeszcze jeden motek wełny...



Czyta się Andrzej Pilipiuk - "Dziedziczki".
To już trzecia część tej serii.
Po pierwszym zastanowieniu i lekkim zdziwieniu stylem- spodobał mi się fantastyczny świat Pilipiuka. Świat alchemików, tysiącletnich księżniczek, łowców wampirów, golemów... a wszystko to we współczesnym Krakowie, z dodatkiem sentymentu za dawnymi wiekami i przemyconymi w tekście ciekawostkami historycznymi (cóż, Andrzej Pilipiuk jest z wykształcenia archeologiem).
Cykl powstał ponad dziesięć lat temu, zdaje się, że w roku ubiegłym wydano czwartą część, czeka mnie więc spotkanie z kuzynkami raz jeszcze.

Książkowo i dziewiarsko złożyłam relację :)
Teraz część "I nie tylko".
Opisałam już sposób w jaki zawitał do naszej rodziny pies.
Kolejny pies.
Po FELCE, nasz zwierzyniec powiększył się o jej brata, MERLINA.
Merlin uciekł śmierci spod łopaty i został zabrany przez Małżona pomimo ewidentnych braków lokalowych oraz finansowych ...
Cóż, aby być całkowicie prawdomówną muszę dodać, że został zabrany z zamiarem stworzenia mu domu tymczasowego i poszukania dobrego właściciela.
Wiecie, zamysł był dobry ale realizacja, jak to zwykle bywa, już niekoniecznie.
Merlin jest słodki. Czas biegnie.
Felka to cholernica a on jest typem melancholijnego marzyciela.
To ogromna odmiana po naszej pierwszej seterce, Melce.
Melka miała w szczupłym ciele, charakter czterdziestu psów.  I energię tyluż. I Dżinna na dokładkę.
Nasz melancholik jest zupełnie innym stworzeniem.

Pies nie widzi świata poza Panem.
Pan przeprowadza ostrą selekcję potencjalnych przyszłych właścicieli.
A Merlin pracuje i zdobywa punkty w grze "Najgrzeczniejszy pies tysiąclecia".
Na zdjęciu poniżej - nasza dwójka u weterynarza.
Felka poddana została bowiem przedwczoraj zabiegowi sterylizacji i jednocześnie pozbawiona jakiegoś paskudnego guza rosnącego na jej brzuchu.
Merlin został przetransportowany do weterynarza razem z nią i po zabiegach jakim został poddany, odstawiony do kojca.
Zdjęcie pochodzi od Pani weterynarz.
Felka po zabiegu odsypiała w klateczce pooperacyjnej a nasz nowy nabytek wylazł z kojca i rozejrzał się dokoła.
Przytaszczył z kąta stary karton, na którym ułożył się wygodnie i tak ich zastała pani weterynarz. Nos w nos przez pręty. Pilnował czy Felce nie dzieje się krzywda.
W zasadzie jeden pies może przyjechać tutaj, do mnie... Sprawa Małżona kiedyś się musi zakończyć, nie będzie tam wiecznie tkwił.

Pozdrawiam.

PS.
Dużym niedopatrzeniem z naszej strony było nazwanie psicy Felka. Tak jakoś samo wyszło po tej pierwszej, nazywanej domowo-roboczo Melką (nie od Melanii, tylko od: "gdzie mi tu z tą mordą? nie melaj cholero!").
Trzeba ją było nazwać Morgana.
Mielibyśmy wtedy tak legendarnie.
Artur, Morgana i Merlin.


poniedziałek, 26 stycznia 2015

Walka z UFOkami cz. II

Miało być krótko...

Już sie robi.
Kołowiec przyrasta - mam tylko trochę kombinowania bo 3 motki wełny Faroe Islands (skądinąd na Owcze Wyspy pojechałabym od  razu :)) to ciut za mało na kołowiec.
W dodatku robiony dość ciasno.

Dzisiaj dokończę rękawy (dochodzi kombinowanie z kolorami wełny, nie chcę wyraźnych pasków)
Jutro może zabiorę się za plisę.



Piszę może bo mam do załatwienia wizytę u lekarza pierwszego konfliktu a potem NFZ, czasu może być mało.

Skarpetka dorabia się pięty.

Reszta czeka grzecznie na zmiłowanie.
Chusta Ananasy leży na stole, może rzucę na nią dzisiaj okiem i przemyślę co z nią począć...

Uciekam do dziergania.

sobota, 24 stycznia 2015

UFOku w drogę cz. 1

Cóż,

słowo się rzekło, pora coś z tym zrobić.

Tak tylko słowem wstępu napiszę, że strasznie daleko wszystkie mieszkacie...
Szkoda wielka.
W pobliżu, z blogujących dziewiarek mam tylko MaiKę bez metki (mam problem z zapisem:))
Nie dość, że mam w pobliżu to jeszcze przyznam się Wam, że znam osobiście.
I to od dawna
Z 1/2 MaiKi nawet swego czasu pracowałam.
Znałam również ich Mamę, która była znakomitą dziewiarką i zapewne super zdolności dziewiarskie Dziewczyny dostały w pakiecie genów.

Do rzeczy.
W prawym górnym rogu wkleiłam baner i zamierzam rozprawiać się ze swoimi UFOkami razem z MaiKą,
Bardziej Martą, bo Karolina należy do tej szczęśliwej części dziewiarek, które UFoków nie produkują.

Jak zresztą sporo blogujących jak się okazało.

W każdy poniedziałek wrzucę, krótką informację jak się moje robótki mają...

Pakiet startowy:


1. Kołowiec
 2. Czarna kamizelka z kolorowymi kwadratami
 3. Fragment przodu do swetra z Malabrigo (reszta z Sock Playa)
 4. Chusta ananasy, której sprułam górny brzeg (i nie mogę połapać się jak to naprawić)
 5. Bajecznie kolorowe żakardowe skarpety dla Marci

Więcej dziewiarskich grzechów nie posiadam bo...sprułam.

Obietnica noworoczna- zero zakupów.
Zapas włóczki mam na ten rok wystarczający (chyba)


To tyle dziewiarsko.

Część druga wpisu "CZŁOWIEK TO WSTRĘTNE ... JEST"

Pisałam swego czasu o nowym SETERKU, którego sprawił sobie Mój Lekko Udomowiony Mężczyzna.

Historia seterki była dość smutna.
Małżon chciał kupić seterkę angielską i rozglądał się po najbliższej okolicy.
Trafił kiedyś do farmera, który oferował szczenięta setera angielskiego i wrócił z psem.
Nie było to zupełnie to o co mu chodziło ale kiedy zobaczył betonowy kojec i małe, brudnobiałe stworzenie - wrócił z nią do domu.
Stworzenie ma się dobrze.
Szybko sie uczy i poddaje tresurze.
Znaczy się Małżon się szybko uczy, pies robi swoje co jak gdyby potwierdza w pełni przynależność do rasy.
Wczoraj mój Mężczyzna milczał przez cały dzień.
Okazało się, że zadzwonił do niego farmer, od którego kupił naszą Felkę.
Miał jeszcze jednego szczeniaka, psa.
Zapytał czy Małżon nie chce, do pary.
Bo pies nie nadaje się do polowania, boi się huku.
Nie sprzedał go i nie ma co z nim zrobić.
Odda go.
Jak Małzon go nie weźmie to najwyżej łopatą załatwi problem...

Nazwaliśmy go Merlin. Pies ma rok i to jego pierwsze imię...







środa, 21 stycznia 2015

WDiC - KUZYNKI

Znowu środa,
wydaje mi się, że czas oszalał.

Aby nie tracić go na próżno, spieszę donieść, że post ten powinien się raczej nazywać PRUCIE i CZYTANIE.
Jedno i drugie idzie mi znakomicie.

Na drutach - rozpoczęty KOŁOWIEC, który prułam już dwukrotnie.





Wersja nr 1 miała spore dziury w miejscu dodawania oczek.
Wersja nr 2... tak, co to ja bym mogła powiedzieć o tej wersji?
Cóż,była na dziesięciolatkę :)
Opamiętałam się i znowu jestem w miejscu robienia dziur na rękawy.

Robótka nr 2 - ażurowe SKARPETY...


Pięć. Słownie PIĘĆ rzędów dziennie. Tyle obiecałam sobie robić.
Jak na skarpetkę to mało ambitnie ale dzięki temu rośnie sobie powolutku.
Jestem pełna podziwu dla osób dziergających żakardowe duże projekty.
Moje marzenie czyli sweter wypatrzony na KUCYKACH W KARDIGANACH, na razie poczeka.
Może kiedyś nauczę się dziergać szybciej takie wzory. Na razie wszystkie metody zawiodły.

Pozostałe UFOki leżą i też czekają na zmiłowanie oraz owe 5 rządków dziennie.
Czarna kamizelka czeka również na dziennie światło bo przy sztucznym po prostu nie widzę oczek.
Na szczęście opamiętałam się w porę i nie wrzuciłam oczek na chustę AEOLIAN...

Poza tym.
Czyta się.
Aktualnie "Kuzynki" Andrzeja Pilipiuka.
Nie czytałam nigdy żadnej książki tego autora. Sięgnęłam po niego dzięki wpisowi na stronie Intensywnie Kreatywnej. Wpis zatytułowany był POPRAWIANIE HUMORU  i dotyczył książek polecanych na gorszy dzień. Większość listy poprawia mi humor znakomicie, uznałam więc, że pora sięgnąć po wymienione tam nieznane mi tytuły.
Zaczęłam od Pilipiuka i po pierwszym zdziwieniu (styl jakby to powiedzieć, czyta się to trochę jak scenariusz!).
I od razu uprzedzam - jest to polska powieść fantastyczna dla młodzieży.
Mamy tu kamień filozoficzny, ołów zamieniany w złoto, alchemika, wampirzycę oraz złych i dobrych bohaterów.
Czyta się bardzo dobrze.

Idę do moich 5 rządków skarpetek...

niedziela, 18 stycznia 2015

UFO Busters i KOŁOWY DEBIUT

UFOki*...
Taaak
Szczęśliwcy, którzy ich nie posiadają.
Słyszałam, że niektórzy mają tak, że nie zaczną czegoś póki nie skończą poprzedniego (swoją drogą cóż za chwalebna "ogólnieżyciowa" dewiza, nie uważacie?)
W każdym razie, krótki przegląd blogów utwierdza mnie w przekonaniu, że brak UFOka w szafie, komodzie, szufladzie to stan bardzo dziwny.
Nawet chodzi mi po głowie podejrzenie, że z tym brakiem UFOka to trochę jak z posiadaniem jamnika, który nie sypia w łóżku Pańci/Pana.
W końcu właściciele jamników dzielą się na dwie kategorie. Są tacy, którzy pozwalają psu sypiać w łóżku i z mniejszym lub większym zażenowaniem przyznają się do tego.
Grupa druga- nie przyznaje się, że na takie draństwo pozwala:).

Jak zwykle odbiegam od tematu.
Krótki przegląd akcji antyUFO na Waszych blogach zmusił mnie do refleksji.

Otóż mam, mam mnóstwo UFOków.
Niektóre strasznie stare (jeden to znajdzie się nawet z poprzedniego wieku, ba - TYSIĄCLECIA).
Inne, nówki sztuki, tegoroczne nawet.

Postanowiłam wziąć się na sposób i wyłożyć to wszystko "na widoku".
Przez czas jakiś będę w domu sama i mogę sobie na to pozwolić.
To połowa sukcesu.
Druga- robię po 5 rzędów każdego (no prawie, wybrałam parę projektów) rozpoczętego swetra, skarpety, torebki, tuniki, chusty DZIENNIE...
Parę rzeczy sprułam wczoraj.
Dzięki temu, bez ogromnych wyrzutów sumienia rozpoczęłam wczoraj pierwszy sweter z koła.


Wełna to litewska Faroe Islands (100% wełny, siermiężna i szorstka dosyć).
Mam tego ciut za mało (3 motki) i połączę z jakimiś granatami no name / no znajomość składu w kolorze granatowym. Zapewne plisa będzie żeberkowana i do tego pasiasta.


Po drodze do domu zajrzałam natomiast do mojego Empiku, gdzie nabyłam koraliki potrzebne do wspólnego dziergania u Intensywnie Kreatywnej (AEOLIAN wzywa mnie jak syrena rybaka na pełnym morzu)


Dzisiejszy udzierg: 5 rzędów kołowca.
Rozpoczęłam go wczoraj, do momentu w którym jestem-idzie jak błyskawica. Niestety, z każdym kolejnym rzędem będzie coraz wolniej.
Teraz przymieram się do przyszycia plisy do kamizeli i być może dzisiaj zostanie ukończona :)
Na wieczór- skarpeta żakardowa, rękawy szarego, pasiastego swetra Marci i... narzucenie oczek oraz koralików na Aeolian...

Zobaczymy, na ile metoda ta jest skuteczna.

Zdjęcie ostatnie - koszyk z nagrodą :) dla mnie, za wytrwałość.


To też UFOki.
Sprułam wczoraj parę rozpoczętych rzeczy i nie zacznę dopóki nie skończę choć 3 z tych na drutach.
Kosz z Malabrigo...
Dwa kłebuszki na ażurowe chusty.
Jedna kamizelka, jedna tunika i jeden sweter łączony z Dropsem.
I jeszcze coś na chustę-otulacz...
Zupełnie niezrozumiałe, prawda?
Kosz leżącej odłogiem boskiej Malabrigo. Wełna-marzenie. A ja zmieniam co rusz koncepcję. Robię i pruję.
Gromadzę tę wełnę od ubiegłego roku...
Jak tak dalej pójdzie, ten rok zakończę niechlubnym tytułem "Twórca jednego projektu i Wielki Prujczy 2015..."


PS.
Chciałabym w następnym poście pokazać jakiś skończony projekt bo ostatnio to same "rozgrzebańce". A do środy z akcja u Maknety tak mało czasu:)
Pozdrawiam niedzielnie.

A, jeszcze jedno.
Dawno nie było "co się słucha".
Dzisiaj Bob Dylan/Siergiej Rachmaninow :)



*UnFinished Objects


środa, 14 stycznia 2015

WDiC - żakardowe wprawki

Aktualizacja 16-01-2015 r
Ależ wolno się to dzierga...
Wczoraj powstał tylko taki kawałeczek.
Chyba muszę  się zastanowić nad dzierganiem żakardowego swetra...
:)



Oczywiście, zamiast kończyć "rozgrzebańce", pod wpływem mojego wczorajszego wpisu dotyczącego KUCYKÓW W KARDIGANACH, wyciągnęłam z szuflady rozpoczętą robótkę i zabrałam się za żakardowe skarpety dla Marci.



W związku z koniecznością ciągłego liczenia kolorowych oczek nie czytam a słucham.
Coś lekkiego.
W tle lecą sobie przygody Roberta Langdona znanego pewnie większości z Was bohatera "Kodu Leonarda da Vinci" oraz "Aniołów i demonów".
Pomijając niektóre absurdalne rozwiązania zastosowane przez Dana Browna, lubię te jego czytadla.
Napisane są dobrze, czyta się szybko a przede wszystkim, poza Robertem Langdonem, bohaterem jego książek jest SZTUKA.
Czytając "Kod Leonrada da Vinci" miałam odpalony komputer i oglądałam wszystkie zabytki opisywane na kartkach książki.
W "Zwodniczym punkcie" spotykamy się z tajemnicami ukrytymi w "Melancholii" Albrechta Durera. Słucha się dobrze, żakard postępuję powolutku, przeganiam myśli o niedokończonych pracach (przyszycie plisy do kamizelki, dokończenie rękawów w pasiastym swetrze Marci).
Może do końca tygodnia coś się zmieni bowiem kuruję moje miesięczne, ustawiczne przeziębienie.
Tym razem bez protestów w kwestii zwolnienia lekarskiego.
Miesiąc leczenia "w kratkę" to dość dużo. Za mną dwie kuracje antybiotykowe a zapalenie gardła i zatkane zatoki w kondycji takiej samej jak na początku grudnia.
Tak więc układam się pod kocem i zabieram za dzierganie bajecznie kolorowych, żakardowych skarpet. Traktuję je jako wprawkę przed czymś większym.
Bardzo mi się podobają te żakardy...

wtorek, 13 stycznia 2015

POSZUKUJĘ WZORU

...na rozpinany kardigan.
Kolorowy żakard.
O, coś takiego:



Kucyki to Vitamin i Favla w ręcznie udzierganych kardiganach autorstwa Doreen Brown.
Promują archipelag Szetlandów a przy okazji lokalne rękodzieło.
Trafiłam na nie podczas poszukiwań informacji o ewentualnych miejscach spędzenia tegorocznych wakacji.
Szkocja i okolice są na wysokim miejscu na liście "do odwiedzenia".
Zdjęcia uroczych stworzeń i jakże cudnych kardiganów oraz krajobrazów wykonał Rob McDougall.
Jak Wam się podobają?
Urocze, prawda?
Ja jestem oczarowana.
Idę szukać wzorów kardiganów...
http://www.visitscotland.com/blog/scotland/shetland-ponies-in-cardigans/

środa, 7 stycznia 2015

WSPÓLNE DZIERGANIE I CZYTANIE - WYSPY OWCZE

Tradycyjne cośrodowe zeznania:)

Czyta się  książka "81:1 Opowieści z Wysp Owczych"
Dostałam ją od Mikołaja, głównie z powodu planowanej wyprawy na Islandię.
Mikołaj miał ogromny problem ze zorganizowaniem książki o tematyce "islandzkiej" i ze względu na bliskość geograficzno-pogodową przyniósł mi zamiennik.






Czyta się świetnie, pomimo mnóstwa danych statystycznych.
Wiecie, że Farerowie (rdzenni mieszkańcy Wysp Owczych) mają 250 okresleń na deszcz? I prawie 350 na wiatr?
Nie zniechęca mnie to absolutnie i nadal marzy mi się islandzka (albo "gdzieśokoliczna") wyprawa.
Wyprawa do krainy ognia i lodu.
Z jednej strony lodowiec. Z drugiej gorące źródła.
I absolutnie nieprawdopodobne krajobrazy.
Przeczytałam gdzieś, że norweskie fiordy wyglądają przy islandzkich krajobrazach jak ubodzy krewni...
Czy mozna sobie wyobrazić lepszą rekomendację?
Tyle o czytaniu i marzeniach.

Teraz kwestie przyziemne.
Dziecko moje  wylatuje w ten weekend na uczelnię.
Zapytało goźnie: "Mamo, co z moim swetrem?"
Posłusznie odgrzebałam zapomnianą robótkę.
Robię ją ... hmmm od wakacji?
Wydawało mi się, że muszę w niej mnóstwo poprawić (a same wiecie co się często dzieje po spruciu kawałka, zazwyczaj NIC, odkłada się robótkę do koszyka na później).
Tymczasem sweter Marci jest prawie skończony.
Powstaje z Dropsa Delight i włóczki Merino.
Jest pasiasty...
TAKI
Siadam do zrobienia rękawów.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

KRZYŻYKOWO

Dzisiaj miała być moja KAMIZELKA.
Niestety, musicie mi uwierzyć na słowo, że ciągle ją robię.
A właściwie to ciągle ją pruję...
To nieprawdopodobne ile razy można pruć jeden dekolt.
Wczorajsze dzierganie zostało dzisiaj sprute a ja pewnie znowu odłożę kamizelkę na parę dni...
Będzie więc krzyżykowo.

Podczas porządków przedświątecznych wpadły mi w ręce obrazki kuchenne ściągniete ze ściany podczas ubiegłorocznego remontu.
Małżon mój, w szale cekolowania, pozaklejał wszystkie dziury w ścianach i teraz świecą pustkami.
Obrazy, obrazki, grafiki - wszystko leży i czeka...
Czeka głównie na porządne oprawienie (co wiąże się z porządnymi kosztami).
Poza tym, być może czeka nas niebawem wymiana lokum i wiercenie dziur w ścianach zawsze stoi pod wielkim znakiem zapytania

Do rzeczy jednak.
Dzisiaj będzie wpis pt. "Nie samymi drutami i szydełkiem człowiek żyje".
Ostatnie lata, w zasadzie, upłyneły mi bardziej pod znakiem  haftu krzyżykowego niż dziergania.
Co jakiś czas, przy okazji coś więc sfotografuję i wrzucę na bloga, który powstał przecież w celu katalogowania moich, nazwijmy to zbiorczo, "wytworów rękodzielniczych".

Obrazki kuchenne to Easy as Pie, Lil Cupcake oraz Mix it Up Debbie Mumm.
Rozbrajają mnie te jej krzyżykowe cudeńka (można je obejrzeć TU).

Tradycyjnie już - przepraszam za jakość zdjęć...










niedziela, 4 stycznia 2015

ZNOWU ZWIERZĄTKO

Dopadła mnie jakaś niemoc.
Pełno rozpoczętych sporych projektów, których nie mam siły ruszyć.
Postaram sie dzisiaj skończyć moją kamizelkę.
Czeka też w kolejce sweter dla Marci, który jest zrobiony w 90%...
Tymczasem ja dłubię tylko szydełkowe drobiazgi...
Tym razem podkładka pod kubek.
W kolejce czeka jeszcze kameleon oraz aztecka jaszczurka (zakładki do książek).

Póki co - żółwik.