sobota, 8 grudnia 2018

W BIEGU

Dzień dobry,

końcówka roku przypomina mi troszkę pobyt w parku rozrywki.
W biegu i jak na kolejce górskiej.
Zero czasu. Zaczynam obawiać się czy zdążę wydziergać chustę „prezentową”.
Na razie wykonczyłam kilka maleństw na tegoroczną choinkę.
Kilka jest jeszcze na różnych etapach zszywania.
Póki co wrzucę jedno zdjęcie.
Będzie mi przypominało, że ten najpiękniejszy czas w roku tuż, tuż...


piątek, 9 listopada 2018

STADKO KONIKÓW

UFOk to UFOk, musi swoje odleżeć.
Tak więc mój piękny sweterek z Malabrigo wrócił na swoje miejsce (Szuflandia domowa) a ja przypomniałam sobie o sporym pudełku, które zostawiłam w ubiegłym roku na przyszły sezon świąteczny.
Otworzyłam je i ujrzałam stadko koników morskich w stadium bardzo początkowym (kontury na filcu).
Koniki te były przebojem poprzednich świąt i mają trafić do krewnych i znajomych a zajmują ciut czasu, pora więc najwyższa. Pogoda mi sprzyja (klasyka irlandzka, wieje i leje). Poza tym Dziecko poinformowało mnie, że ma tak zadziwiającą ciszę w pracy, że spokojnie może zabierać coś tak poręcznego i szyć. Jest nadzieja, że stadko się w tym sezonie rozrośnie.
Gotowe koniki wyglądają mniej więcej tak jak na tym zdjęciu oraz na tym :)

Półprodukty prezentują się mniej imponująco...
Na zdjęcie zaplątał się też lisek, to ulubiony zwierzak mojej Marci i w tym roku powinno ich powstać kilka...

Robicie jakieś cuda świąteczne?


Koniki morskie w fazie półproduktu


Koniki morskie w fazie półproduktu

Lisek"w trakcie"




wtorek, 6 listopada 2018

WYZWANIE EKSTREMALNE

...czyli co zrobić aby maksymalnie utrudnić sobie dokończenie UFOka?

Po pierwsze wybierz jakąś dość cienką włóczkę (u mnie to Malabrigo Sock, 100g to 400 metrów).
Po drugie (co oczywiste) odpowiednio cienkie druty (2,75-3?)
Po trzecie dobrze by było użyć włóczki ręcznie farbowanej co jak wiadomo wymusza zmianę nitki co drugi rząd z nierównomiernie ufarbowanych motków.
Po czwarte rób bez konkretnego wzoru. Zapewne dwa albo trzy razy uda Ci się popełnić jakiś błąd, który wymusi prucie.
Zacznij takiego UFOka odpowiednio wcześniej. Nie rób notatek! Jeżeli je zrobiłaś- zgub koniecznie!
Rób odpowiednio długie przerwy i rzucaj robótkę w jakieś niewidoczne, trudno osiągalne miejsce.
W międzyczasie zacznij kilka kolejnych prac. Im więcej, im bardziej różnorodnych 
i skomplikowanych tym lepiej.
Będzie super jeżeli druty, na których robisz UFOka będą Ci potrzebne do innej dzianiny.
Odkręć je. Kiedy po kilku tygodniach/miesiącach wrócisz do UFOka być może uda Ci się pomylić 
i dokręcić do żyłki druty o rozmiar większe/mniejsze.
Przerobisz sporo rzędów zanim zorientujesz się, że coś nie gra i trzeba to spruć.
Jeżeli masz kota, psa, królika, żółwia to zostaw kilka razy robótkę w miejscu, którego nie zamykasz na kłódkę. Twój pupil na pewno zainteresuje się kłębkiem, którego cena zaczyna się od sześćdziesięciu złotych polskich wzwyż i pobawi się nim ochoczo. Akryl zostawi nietknięty ale czy Ty lubisz ten pisk akrylu? Nie miej pretensji do zwierzaka, durny przecież nie jest.
Aaa, jeszcze jedno. Rób na cienkich drutach, które można zniszczyć (najlepsze jest drewno). Złamany drut i oczekiwanie na dostawę nowego kompletu również nie pomaga.
Jeżeli zaczniesz robótkę latem, jest nadzieja, że po zimie zacznie Cię atakować natarczywa myśl, że coś się stało z rozmiarem. Twoim rozmiarem. Efekt jest taki, że ta zmiana nie spowoduje, iż sweterek zrobi się oversize... wręcz przeciwnie. Cóż, najbliższe skojarzenie to ludzik z reklamy opon Michelin...
Jeżeli to Cię nie zdemotywuje (przecież schudnę, to żadna sztuka), rób dalej.

Po wielu tygodniach trudów będziesz już w trakcie robienia tak nielubianych rękawów, kończąc sweter, połóż obok UFOka swoje nowe, ulubione, bursztynowe korale i pomyśl: „Dlaczego nie zrobiłam dekoltu w serek...?”
Odłóż UFOka i to przemyśl...








sobota, 3 listopada 2018

SZKIEŁKA/WIDOCZKI/SEKRETY/PAMIĘTNIKI...

Patrzę na efekty swojej pracy z ostatniego tygodnia i ogarnia mnie nostalgia.
Przypomina mi się dzieciństwo spędzone na podwórku w Gdańsku.
Nowe osiedle. Gigantyczne blokowisko tuż obok najdłuższego budynku w Polsce.
Szare. Bure. Radosne do granic możliwości.
Nie było zbyt wielu zabawek ale to co wtedy mieliśmy, pamiętamy do dziś.
Pluszowa małpka nazywana Pan Nilsson. Duża, sztywna, rosyjska (radziecka chyba powinnam napisac) odświętnie wystrojona lalka chodząca. Tak naprawdę zbyt wielka, sztywna i niewygodna aby była dobrą zabawką. Pełniła dumnie funkcję reprezentacyjną siedząc na kanapie z precyzyjnie ulożonymi falbanami sukienki.
Trzepak, centrum dziecięcego wszechświata. Drabinki i huśtawki, ogródek jordanowski, plaża (o zgrozo, niewyobrażalne w dzisiejszych czasach aby siedmio czy ośmioletnie dziecko mogło samodzielnie wypuścić się na taką wyprawę)
Zabawy w sklep, z wykorzystaniem każdej rośliny przypominającej coś jadalnego.
Gonitwy w betonowym labiryncie zbudowanym z kręgów i pozostawionych elementów wielkiej płyty.
I te dwie rzeczy, których wspomnienie przywiodły moje kolorowe szkiełka.
Zabawa w „sekrety”("pamiętniki", "widoczki"). Czy jakiekolwiek dzieci jeszcze się w to bawią?
Wkladają suszone kwiatki, kolorowe papierki po cukierkach, czekoladkowe sreberka (nazywało się to na podwórku pazłotkiem) pod kawalek wypukłego najlepiej szkiełka i zakopują w ziemi?
Druga to kolorowe szklane kulki, ktore miały w środku cudownie tęczowe zawijaski.
Pamiętam je do teraz i to uczucie dziecięcego zachwytu kiedy patrzyłam na nie pod światło.

Szkoda mi też tego pokolenia przywiązanego do tabletów i konsol.
Dostatnie mają teraz dzieciństwo i...takie biedne.














wtorek, 30 października 2018

Biżuteryjnie

Dzień dobry,

rozleniwiła mnie ta nieprawdopodobnie słoneczna jesień.
Jesień w Irlandii, taka słoneczna, ze złotymi liśćmi i pięknym światłem to rzecz dość niespotykana.
Poza tym koniec października to czas Cork Jazz Festivalu i jakoś tak nie było za dużo czasu na rękodzieło.

Wstałam dzisiaj rano z mocnym postanowieniem, że ten stan rzeczy (błogie lenistwo) nie może trwać wiecznie. Tym bardziej, że jestem umówiona na przedświąteczny kiermasz. Wypadałoby coś przygotować do ewentualnej sprzedaży. Zacznę od robienia biżuterii bo jej zapasy mocno zmalały.

Tak więc zaparzyłam kubek herbaty (sypany Earl Grey z pomaranczą) i wyciągnęłam szkiełka, bazy, suszone paprotki, kwiatki i kartony. Do psich misek wlałam świeżą wodę i nasypałam chrupek. Zignorowałam gniewne fuknięcia Funi (pełna dezaprobata, wczoraj za karmę był odpowiedzialny Ukochany Pan i w misce wylądowały chrupki z jajecznicą na maśle a na deser były herbatniki migdałowe i ...kawa z mlekiem o smaku Baileys’a...). Funia kocha kawę z mlekiem, szczególnie mocca sprawia, że dopomina się natarczywie o swój przydział. Brysiek smętnie huknął nosem w miski i ostentacyjnie poszedł do kąta. Ma wyrzut w foczych oczach i widzę, że myśli: „pamiętaj chytra babo z Gdańska, zła karma zawsze wraca...”. Trudno. Nie będzie jajecznicy, szczególnie, że z niesmakiem zauważyłam pewną kurczliwość odzieży. O ile sweterki z wełny mogę jeszcze podejrzewać o złośliwą zmianę rozmiaru w wyniku filcowania, to już sportowa, nieprzemakalna kurtka na pewno się nie zbiegła w praniu. Psie jedzenie nie będzie mnie kłuć w oczy jajkami na maśle. O herbatnikach nie wspominając...
Zrobiłam przegląd dóbr i idę kleić.




Zanim wrócę do klejenia wrzucę tu jeszcze kilka zdjęć z ubiegłego tygodnia.

Na początek nasze nowe zwierzątko. Kameleon imbirowaty...
Leżał w sklepie na półce i nie mogłam go tam zostawić.


J jeszcze parę migawek z czwartkowej parady Dia De Los Muertos. Z okazji startu Guinness Cork Jazz Festivalu odbyła się ona w centrum miasta. Wieczorem w Cork usłyszeć można było nowoorleańskie brzmienia i obejrzeć coś na kształt jazzowego pogrzebu z południa USA połączonego z imprezą na zbliżający się Halloween. Było barwnie, głośno i wesoło.







PS. Opis chusty Kompromis już zbliża się do mniej więcej środka :)

środa, 24 października 2018

KOŁOWIEC NR 2

Dobry wieczór,

ozdoby świąteczne ozdobami ale w międzyczasie coś powstaje...
Jesień nadal nas rozpieszcza, spróbowałam wysuszyć na powietrzu nowy sweter.
Kołowiec nr 2 jakoś tak bardzo podobny do Kołowca nr 1.

Suszenie było trudne.
Felutka kocha rękodzieło i zawsze z dużym zainteresowaniem przygląda się moim pracom.
Tym razem też postanowiła zrobić odbiór techniczny...

Przy okazji pomyślałam sobie, że dawno nie było zdjęć moich Sierściuszków.
Z Felką nie ma większych problemów. Pozuje chętnie i można jej zrobić zdjęcie.
Gorzej z Merlinem (zwanym ostatnio Węglowodan, ze względu na preferencje żywieniowe. Pies-dziwadło. Kiedy widzi kiełbasę i racucha lub bułkę z masłem...wybierze bułkę/racucha)


Jedno z nielicznych zdjęć Marlina, na którym nie robi aż tak bardzo za mistrza drugiego planu (zazwyczaj udaje się go uchwycić w bezruchu, w pozycji na kangura, z wiadomego powodu...)


Tutaj Felutka pozuje na tle nowej graciarskiej (nowa miłość Małżona, połączenie piły, palet i gwoździ :)) zabudowy ogrodowej. Rośliny ciut ucierpiały i zapewne odchorują przeprowadzkę, niestety względy porządkowe przeważyły i znika trawnik z ogródka. Po prostu nie sposób uniknąć ton piachu wnoszonych na czterech wielkich łapach do domu...
Wszystkie rośliny powędrowały do skrzynek i dopiero w przyszłym roku będzie to jakoś wyglądało.
Trochę mi ich szkoda bo i żurawki i hortensje w tym roku wyrosły bardzo ładnie (podsypane szczodrze ukorzeniaczem przez Małżona, który myślał, że to odżywka do kwiatów).
To w tle, ta ciemna ściana to cecha charakterystyczna irlandzkich ogródków (lub raczej podwórko-ogródków jak je nazywam). Nie wiadomo z jakich względów tubylcy kochają te mury. Potrafią one otaczać nawet najmniejsze podwórka jakie w życiu widziałam. Bywa, że są częścią sąsiednich domów ale czasami nie i doprawdy trudno mi znaleźć uzasadnienie dla otaczania murem podwórka o powierzchni 5 metrów kwadratowych (tak, to nie pomyłka pięciu a nie pięćdziesięciu).
Wiecie, zanim tu przyjechałam na ciut dłużej, z zazdrością myślałam o świecie, w którym wszyscy mieszkają w domach.
Cóż. Problem w tym, że dla mnie "dom" był "domem" w znaczeniu swojskim, polskim.
Teraz się to ciut zmieniło ale do niedawna dom miał garaż, piwnice i tak około 200 metrów kwadratowych powierzchni. Do tego spory zazwyczaj ogród.
Przeciętny irlandzki dom to tak naprawdę domek. 60-80 m2. Z kartonowymi ścianami. Wieczną wilgocią, z którą całą zimę się walczy. Rurami kanalizacyjnymi biegnącymi po ścianach. Murem ogrodu sąsiada zasłaniającym kompletnie widok z okien. Salonem mającym 12-14 m2. Widziałam domy, które miały w sypialni, na podłodze...wystające kolanko rury kanalizacyjnej. Moja córka wynajmowała do niedawna "dom" o metrażu...48m2. Na górze były dwie sypialnie a na dole jeszcze jeden pokoik, "salon", kuchnia, łazienka i korytarz. 



Żurawkowa hodowla. Zapałałam do nich ogromnym uczuciem i rozsadzam na przyszły rok.

Krzaczek "podrasowany" ukorzeniaczem. W ubiegłym roku był to krzew wielkości tej fioletowej hortensji w dole zdjęcia...

Na koniec wpisu jeszcze raz Felka. Podejrzewam czasami, że nie jest to pies a kot. Być może ona też tak myśli. W każdym razie to jedyny seter jakiego znam wspinający się po drzewach i opatulający kocykami w każdym możliwym miejscu.


Tak poza tym, powolutku robi się też coś takiego...


Dobranoc :)


środa, 17 października 2018

PORA NA ...ŚWIĄTECZNE OZDOBY

Taaak,
czy Wam też się wydaje, że październik to już najwyższa pora na własnoręcznie robione ozdoby choinkowe?
Właściwie lepszym miesiącem byłby grudzień ale ...zazwyczaj ozdoby rozpoczęte w grudniu, kończę w okolicach stycznia...

Tak więc pomiędzy swetrami (skończony kołowiec, sweter z Malabrigo Socka) oraz szalem do mojego nie(zwyklaka) powstają takie maleństwa.

Jak u Was? Sezon trwa?
Szydełkowe/frywolitkowe gwiazdki?
Filcowe zwierzaki?
Bombki ozdobione jakąś inną techniką?
Pochwali się ktoś?






wtorek, 9 października 2018

Czapeczka dla noworodka w kształcie muffinki

KRÓTKI KURS- Jak zrobić czapeczkę dla noworodka w kształcie muffinki?


Zamieszczam obiecany opis czapeczki w kształcie muffinki.
Mam nadzieję, że się komuś przyda.
Miłego dziergania.

Rozpoczynamy pracę.
Moja wersja czapeczki zrobiona została z bawełnianej włóczki Safran Drops.

Potrzebne nam będą:
1. Druty nr 3,0 (na żyłce lub skarpetkowe)
2. Druty nr 3,5 (na żyłce)
3. Włóczka w kolorze ...kruchego ciasta (ewentualnie ciasta czekoladowego)
4. Włóczka w kolorze kremu śmietankowego/miętowego
5. Resztki kolorowych włóczek, trochę czerwonej (wisienka na torcie) oraz czarnej na ogonek wisienki
6. Szydełko nr 2,5 lub 2.0
7. Igła
8. Nożyczki

Czapeczka ma być dla noworodka/niemowlaka, zrezygnowałam więc z pierwotnego planu naszycia na część „z kremem” kolorowych guziczków.

Do dzieła!

Nasz mały Alex w muffince



















niedziela, 7 października 2018

(NIE)ZWYKLAK

Dzień dobry:)
korzystam z chwili wolnej chwili podczas tygodniowego wypadu do Polski i pokazuję mój najnowszy udzierg.
Miał to być szary zwyklak a wyszła szara tunika...
Blokowanie sprawiło, że wełna merino zaczęła rosnąć. Prawie jak spagetti w garnku podczas gotowania:)
W dodatku mam jeszcze prawie dwa motki i właśnie się dzierga komin do kompletu.
Dokładnie tym wzorem, który wykorzystałam w dolnej części tuniki.